top of page

Czym zajmowałaś się przed 24.02.2022?

Byłam na urlopie macierzyńskim. Tamtego dnia już od 19 dni byłam matką dwójki dzieci. Przyzwyczajałam się do pojawienia się Siomy w naszej rodzinie, próbowałam się adaptować do tego nowego etapu w życiu. Przed tym od ponad 10 lat zajmowałam się imprezami dla dorosłych i dzieci. Byłam i animatorką, i organizatorką.

 

Czy planujesz powrócić do tej działalności?

Na razie zostaję na macierzyńskim. Gdybym była w domu, po kilku miesiącach z Siomą prawdopodobnie bym wróciła do pracy. Tak było z moim starszym synem Wanią. Zaczęłam pracować, kiedy miał 6 miesięcy. Dlatego jestem do tego gotowa. Teraz jest mi ciężko, nie jestem pewna jutrzejszego dnia i nie jestem w stanie zarobić paru groszy. 

 

Opisz swój dzień 24.02.2022.

Obudziliśmy się około 5 nad ranem. Mąż mnie obudził jednym zdaniem: ”Zaczęło się”. Nie było sensu pytać “Co się zaczęło?” ‒ i tak było wszystko jasne. Zaczęliśmy się przygotowywać do tego chyba już z 16.02, ale i tak nie wiedzieliśmy co robić. Dwójka dzieci, dokąd jechać? Przerażające było obserwowanie z okna, co się działo na naszym podwórku. Ludzie biegali z walizkami, był straszny zamęt ‒  trzeszczące walizki i te latające rakiety nad naszymi głowami… Co robić? Pakować się czy nie? Dokąd jechać? Zaczęliśmy szukać w internecie, ale trasy już były zapchane. Postanowiliśmy zostać w domu.

 

Jak w ogóle minął początek wojny?

Przez pierwsze trzy dni schodziliśmy na podziemny parking na minus drugie piętro. W dzień byliśmy w domu. Zasłanialiśmy okna, żeby nie widzieć tego, co się dzieje na ulicy. Bezpieczeństwo to było żadne, ale tak nam było lżej. Czasami patrzyliśmy przez szczelinę i tyle. Pierwszą noc spędziliśmy na dole. Strasznie było patrzeć, jak dorośli i dzieci byli w równym stopniu zagubieni, nikt z nas nie wiedział co robić i co będzie dalej. Codziennie rano wychodząc na górę myśleliśmy: “No już, dziś była ostatnia noc, dziś już ostatni dzień… Jeszcze troszeczkę i wszystko się skończy”. Potem tak minął jeden tydzień, drugi, ale nic się nie skończyło.

 

Co zmieniło się w Twoim postrzeganiu świata po rozpoczęciu pełnej inwazji?

Wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy doceniać każdy dzień, bo nie wiedzieliśmy, czy będzie dla nas następny i gdzie będziemy. Przed 24.02 przeżywaliśmy z mężem silny stres. Miewaliśmy ataki paniki i stany lękowe. Niebawem miał się pojawić nasz drugi synek, nie wiedzieliśmy, jak sobie poradzimy, więc spisywaliśmy te stany na nasze przeżycia związane z tym. Nasz starszy synek jest bardzo aktywnym chłopcem. Ja mogłam nie sypiać przez dwa tygodnie, bo coś mnie ciągle martwiło. Kiedy nastąpił dzień 24.02, wywnioskowaliśmy z mężem, że po prostu coś przeczuwaliśmy.
 

Kiedy i czemu zdecydowaliście się wyjechać?

Wyjechaliśmy 7 lub 8 marca. Psychicznie już nie dawaliśmy rady. Wybuchy były raz bliżej, raz dalej. Zauważyłam, że zaczynamy się przyzwyczajać do tego. Bez przerwy martwiliśmy się, bo mieszkaliśmy na lewym brzegu. Otwarty był tylko jeden kierunek. Wiedzieliśmy, że jeśli odbędzie się jeszcze jeden atak na Kijów, to zostaniemy całkowicie odcięci, będziemy po prostu żywą tarczą. Nie wiedzieliśmy dokąd jechać. Po prostu wyjechaliśmy.

 

Włożyłaś do walizki twardy dysk  i opaskę z porodówki. Dlaczego właśnie te rzeczy?

Pierwszego dnia spakowałam walizkę. Usiłowałam włożyć do jednej walizki życia 4 ludzi. Tylko czemuś one się nie mieściły. Pomyślałam później, że gdybyśmy mieli nie wrócić, to musimy mieć właśnie coś takiego. Całe nasze życie jest na tym twardym dysku. Tam są wszystkie nasze zdjęcia, wspomnienia. I opaska Siomy. Pomyślałam, że on nic nie będzie miał. On nie wie, jaki ma dom, nie wie w ogóle co to jest dom. Kocham wspomnienia i chciałabym, aby pozostały one i u moich dzieci.

 

Jak przekroczyliście granicę? O czym myślałaś w tamtej chwili?

Wyjechaliśmy z mężem samochodem. Wybraliśmy najbliższe do granicy miejsce na mapie, żeby w razie czego mąż nas przeprowadził i już. Byłam spokojna, na samym początku wypłakałam wszystko, co mogłam i zaakceptowałam obecny stan rzeczy. 

 

Pojechałaś od razu do Gdańska?

Tak, od razu pojechaliśmy tutaj, bo mieszka tu mama męża. Ona tu mieszka od ponad 5 lat. Gdybym nie miała dokąd jechać, to nie wiem, co bym zrobiła. Teraz już rozumiem, że dałabym sobie radę i wszystko bym znalazła. Tylko wtedy, kiedy byłam, jak mała dziewczynka, kiedy cały czas byłam razem z mężem i wiedziałam, że on zrobi wszystko, żeby nam było dobrze… Teraz sama muszę o tym myśleć.

 

Co miałaś w planach na tę wiosnę?

Planowałam, że będę na macierzyńskim, będę spacerować po ulubionych miejscach Kijowa, odbierać synka z przedszkola, będę się regenerować, po drugiej ciąży, która przebiegała w ciągłym stresie. Planowałam po prostu mieszkać w swoim mieszkaniu, w swoim mieście w zgodzie i spokoju. 

Teraz nie mam planów. W ogóle. Nie wiemy, gdzie będziemy jutro, nie wiemy, co będzie jutro. Nie wiemy, gdzie będą nasi bliscy. Nie wiem, kiedy spotkam się z moim mężem. Jestem ostrożna z planami. Jedyne co, to planuję pójść poszukać jakieś rękawice kuchenne. To wszystko.

 

A marzenia jakieś masz?

Marzę wrócić do domu. Chcę, żeby nasze życie toczyło się dalej. Moje życie zostało postawione na pauzę, marzę wcisnąć przycisk “play” i kontynuować go dalej.

 

Co Cię teraz podtrzymuje na duchu?

Cieszę się, kiedy spotykam miłych i dobrych ludzi. Cieszę się, kiedy oglądam wideo o Ukraińcach. Jacy jesteśmy silni i wytrwali! Cieszy mnie to do łez. Cieszę się, kiedy widzę, jak fajnie się ma mój starszy synek. Wszystko, co się dzieje teraz, on odbiera jako wakacje, rozrywkę, podróż.


 

Co byś doradziła sobie z przeszłości?

Doradziłabym sobie na niczym się nie fiksować. Wcześniej skupiałam się na drobnych rzeczach, błahostkach. Doradziłabym sobie tam, w spokojnym życiu, cieszyć się każdym dniem. Każdym. Pamiętam, jak mieliśmy dużo wolnego czasu, a my przepuszczaliśmy go, niczym piasek przez palce. Teraz już nie wolno tak robić.

bottom of page