top of page
MARY6981-1-2-8_edited.jpg

HISTORIA DARYNY

Do Gdańska przyjechała z dwiema siostrami i czwórką siostrzeńców. W Ukrainie została jej mama.

Jakie miałaś plany na 24.02?

To miał być zwykły dzień pracy. Pracuję w domu zdalnie. Dlatego wiedziałam, że zadzwoni budzik, zrobię sobie kawę i będę pracować. Życie miało się toczyć w zwykłym rytmie.

 

Jak minął ten dzień w rzeczywistości? 

Obudziły mnie dziwne dźwięki. Wydawało mi się, że to były fajerwerki, więc pomyślałam, że to na tymczasowe. Ale nie. Zdałam sobie sprawę, że to żadne fajerwerki, tylko to, o czym rozmawialiśmy niedawno z krewnymi. Mój chłopak powiedział: “Zaczęło się”. Wzięłam telefon i zaczęłam sprawdzać czaty i grupy. Napisałam do siostry, później zadzwoniła mama. Była przestraszona. Podeszłam do okna i zobaczyłam, że w większości mieszkań pali się światło, a z klatek wychodzą ludzie z walizkami, wsiadają do samochodów i wyjeżdżają. Przez pierwsze parę godzin byłam zagubiona. Nie akceptowałam i nie rozumiałam, tego co się dzieje. Trwał ten stan przez kolejnych kilka godzin. 24 i 25 lutego były szalone, jeżeli chodzi o pracę. Dzwonili ludzie z całego kraju i odwoływali rezerwacje w hotelach. Było ciężko. Nawet nie wiem, jak wytrzymałam. Byłam, jak naciągnięta struna, takie było napięcie. Praca pomagała odwracać uwagę od tego, co się działo za oknem. Wprawdzie telewizor miałam włączony i wiadomości leciały 24/7. Przez 6 dni byliśmy bez prądu. Odpowiednio nie mieliśmy ogrzewania, gorącej wody i internetu. Byłam, jak pod kloszem: nie wiedziałam nic, tylko ciągle słyszałam wybuchy.

 

Kiedy i czemu postanowiłaś wyjechać z Ukrainy? Jak minęła podróż?

Stałam w jakiejś kolejce w pierwszej połowie dnia, kiedy nad tłumem coś przeleciało. Nie zdążyłam nic zrozumieć, jak ludzie zwalili mnie z nóg. Ciężko było potem się podnieść. Później znowu coś przeleciało. Nie było wiadomo, czy w moim kierunku to leci czy nie. W ciągu tych dni mocno zbombardowali dzielnicę Północna Sałtiwka. Wtedy moi krewni spędzili 3 dni w piwnicy razem z małymi dziećmi. Po tym, mąż siostry przekonał nas, żebyśmy wyjechali. Nie chciałam najpierw, ale później się zgodziłam, bo miały jechać 2 siostry, 4 siostrzeńców i oni wszyscy potrzebowali pomocy. Z trudem udało mi się spakować, bo nie rozumiałam, co miałabym ze sobą zabrać. 6 marca wyjechaliśmy do Lwowa, gdzie zamierzaliśmy zostać. Ledwo się udało wsiąść do pociągu, brakowało siedzących miejsc dla wszystkich. Zmienialiśmy się, a dzieci trzymaliśmy na kolanach. To było okropne: w przejściu siedziały dzieci, starsze osoby, zwierzęta. Widziałam cierpienie w oczach, tyle emocji, tyle rozpaczy. Nawet mówić nie było potrzeby i tak wszystko było widać. Nigdy nie widziałam tyle bólu i rozpaczy, ile zobaczyłam w tamtym wagonie. Dotarliśmy do Lwowa o pierwszej w nocy i od razu trafiliśmy na godzinę policyjną. Musieliśmy zostać na dworcu. Pokój dla kobiet z małymi dziećmi był przepełniony. Mój najmłodszy bratanek miał 4 latka, więc chodziliśmy tam na zmianę, żeby się ogrzać. Mąż siostry znalazł wolontariuszy, którzy rano nas odwieźli do hostelu, gdzie mogliśmy zjeść i się ogrzać. Bardzo się cieszyliśmy. Zaczęliśmy szukać  mieszkania we Lwowie, ale wszystko było zajęte. Mąż siostry namówił nas, żebyśmy dalej jechały do Polski. Umówił się ze znajomym, który nas odebrał z granicy i pomógł ze znalezieniem mieszkania. Pojechałyśmy. Na granicy staliśmy około 8 godzin. Było bardzo dużo ludzi, wszyscy się przepychali. Stałam i zakrywałam sobą siostrzeńca, żeby ludzie go nie zdeptali. Czułam się bardzo źle, całą drogę płakałam.  Nie mogłam pogodzić się z myślą, że muszę zostawić swoje mieszkanie i kraj, bo komuś się zachciało zaatakować Ukrainę. Myślałam, że to jest jakiś straszny sen i za chwilę się obudzę. Kocham Ukrainę i swoje miasto. Najbardziej bym chciała wrócić i przytulić swoją mamę. Po tym mało co pamiętam. Z polskiej granicy nas zabrano i zawieziono do Gdańska.

 

Co zabrałaś ze sobą, kiedy pakowałaś walizkę?

Wzięłam klucze od domu. Są jak trofeum z domu, że powrócę i otworzę drzwi swojego domu. Bardzo na to liczę.

 

Jak Ci minęła adaptacja?

Nie mogłam zaakceptować tego, że muszę mieszkać w obcym kraju. Niekomfortowo się czułam. Cały czas mi było zimno i nijak nie mogłam się zagrzać, chciało mi się zawinąć w kołdrę. Wewnętrznie byłam w bardzo ciężkim stanie: nie chciało mi się nic i nic mi nie było potrzebne. Pomogło mi wsparcie mojego chłopaka i świadomość tego, że moje siostry potrzebują pomocy z dziećmi. Później wróciłam do swojej zdalnej pracy, zaczęłam czuć się lepiej i wracać do rzeczywistości. 

 

Jak Ci się układał kontakt z Polakami?

Pierwszy, kogo poznaliśmy z Polaków był szef naszego znajomego. Jego mama dała nam schronienie. Przyjęła nas bardzo ciepło i z wyrozumiałością. Dzieci oddaliśmy do szkoły, a najmłodszego do przedszkola. Jestem bardzo wdzięczna Polakom i wszystkim ludziom, których spotykam w życiu. Dziękuję wszystkim za pomoc. Tym, których spotkałam osobiście i tym, z którymi się nie widziałam. Bo przecież ktoś musiał kupić i przynieść to wszystko, co braliśmy z pomocy humanitarnej. Myślę, że prawdziwi przyjaciele się sprawdzają w trudnych sytuacjach. Widzę, że Polacy są dla nas prawdziwymi przyjaciółmi.

 

Czym się zajmowałaś przed 24.02? Czy nadal to kontynuujesz?

Pracuję z klientami w dziale rezerwacji. Nasza firma bierze na siebie zarządzanie hotelem i jest odpowiedzialna za wypełnianie go gośćmi. Na początku wojny praca była niestabilna. Wróciłam teraz do niej, ale jest jej dużo mniej. 

 

Jakie miałaś plany na tę wiosnę?

6.03 miałam jechać do Niemiec z przyjaciółmi. Mieliśmy już kupione bilety i zarezerwowany hotel. Chcieliśmy jeszcze w maju pojechać pod namioty nad Azowskie Morze.

 

Czy udaje Ci się obecnie układać plany?

Teraz jestem w niezrozumiałym stanie. Układam plany, one się psują, później znowu układam i tak w kółko.

 

Co Cię teraz cieszy i dodaje sił?

Jestem wdzięczna za wszystko, co mam. Podnosi mnie na duchu wiara w to, że kiedyś to się skończy. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że jestem tutaj od 3 miesięcy i prawie nigdzie nie byłam. Dlatego staram się wychodzić i więcej spacerować. Staram się być szczera ze sobą samą w tym co i dlaczego tak naprawdę czuję.

bottom of page