top of page
MARY6510-1-3-15_edited.jpg

HISTORIA ALIONY

Do Gdańska przyjechała z trzema podopiecznymi dziećmi sierotami. W domu zostali jej rodzice i babcia.

Jakie miałaś plany na 24.02?

Świętować urodziny jednego z moich podopiecznych. Nakupiłam słodyczy dla całej klasy, przygotowywałam się do tego dnia.

 

Czym się zajmowałaś przed rozpoczęciem wojny?

Od 5 lat jestem opiekunem moich 2 siostrzeńców i 1 siostrzenicy. Pochodzą z Wołnowachy. Ich matka, moja kuzynka, zmarła, a ja obiecałam jej, że się nimi zaopiekuję. Bardzo lubię zajmować się domem. Byłam również wolontariuszką. 

 

Czym obecnie się zajmujesz?

Pracuję na magazynie w aptece, pakuję zamówienia. Początkowo było ciężko, teraz jest już lepiej. W miarę możliwości zajmuję się wolontariatem również tutaj.

 

Jak Ci minął dzień 24.02 i początek wojny?

Nie pamiętam, jak mi minął ten dzień, zaczęłam dużo zapominać z powodu stresu. Obudził nas budzik, jak zwykle. Później zobaczyłam wiadomości: wszędzie były tylko te słowa “zaczęła się wojna”. W pierwszym dniu nie słyszeliśmy wybuchów, dlatego nie chcieliśmy wyjeżdżać. Zaczęłam działać na wolontariacie, pomagać przy wyplataniu siatek maskujących, poszukiwać ubrania i patrolować ulice.

 

Kiedy została podjęta decyzja o wyjeździe z Ukrainy?

Byłam na drugiej zmianie w patrolu, kiedy akurat zajęli Energodar. Bardzo się wtedy denerwowałam, bo stamtąd przez wodę do nas tylko 5-7 kilometrów. Tamtej nocy postanowiłam wyjechać. Wszyscy mi mówili, żebym wyjechała: przyjaciele, znajomi wojskowi. Prosili, żebym nie zgrywała bohatera. A więc rano powiedziałam dzieciom, że wyjeżdżamy. Przez dwa dni spokojnie pakowaliśmy się i wyjechaliśmy po kilku dniach. Do Krzywego Rogu jechaliśmy zwykłym pociągiem, później trzeba było się przesiąść do pociągu ewakuacyjnego. Z trudem mi się udało wpakować dzieci do wagonu, sama zostałam w zimnym tamburze. Starsza siostrzenica stała na nogach przez całą noc, młodsi siedzieli na plecakach. Czytałam, że w pociągu może być zimno, dlatego jedną walizę wypakowałam kołdrami. Tamtej nocy ta walizka nas uratowała. W taki sposób dotarliśmy do Lwowa. Słyszałam wiele różnych rzeczy na temat zachodu Ukrainy, że nie lubią tam rosyjskojęzycznych ludzi. Tak naprawdę, byłam zaskoczona tym, jak bardzo nam tam pomogli. Podszedł do nas lwowianin, zaproponował herbatę, bo zauważył, że nie mamy nic ciepłego. To było bardzo miłe. Zjedliśmy i pojechaliśmy taksówką na granicę. Nie pozwalałam sobie myśleć o swoich emocjach, bo trzeba było zaopiekować się dziećmi. Po przekroczeniu granicy, miałam wrażenie, niby nas wzięli na ręce i ponieśli.

 

Co zabrałaś ze sobą?

Wiedziałam, że jadę na nie wiadomo jak długo, dlatego jedną walizkę wypełniłam dokumentami i wartościowymi rzeczami. O czymś innym w ogóle nie myślałam. Zabraliśmy tylko odzież na zmianę i rzeczy pierwszej potrzeby. Moja mama jeszcze nam dała siatkę orzechów.

 

Jak trafiłaś do Gdańska i jak minęła adaptacja?

Po przekroczeniu granicy pojechaliśmy do najbliższej miejscowości. Było wiele ludzi, ale udało nam się jakoś ulokować. Kilka nocy spędziliśmy tam, później wyruszyliśmy do Warszawy, i wreszcie, za radą znajomego, pojechaliśmy do Gdańska. Zostaliśmy zarejestrowani i odesłani do jednodniowego punktu pobytu. Dostaliśmy tam jedzenie i potrzebne środki higieny osobistej. Wiedziałam, że w Polsce zostaniemy długo, mieszkałam przez jakiś czas w Rosji i doskonale wiem, jak on (red. Wladimir Putin, prezydent rosji) prowadzi swoją politykę. Wolontariusze znaleźli rodzinę, która nas przyjęła do siebie. Przyjechał po nas Adam dużym samochodem rodzinnym i zawiózł na Jaśkową Dolinę. Oni mają dwupoziomowe mieszkanie i oddali nam jedno piętro. Byłam zaskoczona, bo oddali nam własną sypialnię, a sami spali z dziećmi w pokojach dziecięcych. Oni też mają trójkę dzieci. Trafiliśmy do cudownej rodziny. Zaopiekowano się nami, jak krewnymi. W niczym nie byliśmy ograniczani. My ze swojej strony przejęliśmy sprzątanie i gotowanie posiłków. Nasze dzieci bardzo się zaprzyjaźniły. Iwonka (red. kobieta, rodzina której przyjęła Alionę z dziećmi) była bardzo zaskoczona, że moje dzieci potrafią gotować i bardzo się cieszyła, że one zaczęły tego uczyć jej dzieci. Iwonka nam opowiedziała, że jej młodszy syn w szkole opowiada, że wreszcie u niego pojawił się brat, o którym bardzo marzył. Pomogli mi z pracą. Nawet zaprosili nas na komunię ich córki, jedno z najważniejszych świąt w rodzinie. Jestem rosyjskojęzyczna, moje dzieci mówią po rosyjsku i po ukraińsku. Adam trochę zna rosyjski, a Iwonka uczyła się go w szkole. Teraz oni już lepiej rozumieją rosyjski i trochę ukraiński. A moje dzieci lepiej znają polski.

 

Jakie miałaś plany na tę wiosnę?

Na 4.04 miałam zaplanowany rejs ekskluzywnym wycieczkowcem. Miałam wejść na statek w Genui (Włochy). Przez dwa lata oszczędzałam pieniądze na ten wyjazd, aż wreszcie mi się udało zarezerwować. Nigdy jeszcze nie podróżowałam takim statkiem i to było moim marzeniem. Na razie przełożyłam wyjazd na jesień. Zamierzałam pojechać z przyjaciółką, ale pojadę z dziećmi. 

 

Co obecnie podnosi Cię na duchu? Co sprawia Ci radość?

Sprawiło mi radość zobaczenie nowego kraju, nowego miasta. Cieszę się, że teraz mam polską rodzinę. Cieszy mnie, że jednak mi się uda popłynąć statkiem, ale na razie nie czas na wyluzowanie.

 

Co się zmieniło w Twoim postrzeganiu świata z początkiem pełnej inwazji?

Jestem zaskoczona, że potrafiłam tak łatwo zamknąć drzwi do przeszłości. Jestem świadoma tego, że już nie będzie, tak jak wcześniej. Cieszę się, że łatwo się otworzyłam na nowe możliwości. 

 

Co byś doradziła sobie z przeszłości?

Przegapiłam wiele rzeczy. Nauczyłam się rozwiązywać problemy na bieżąco. 

 

P.S.:

Ogromne wyrazy wdzięczności dla Polaków. Spotkałam się z wieloma narodowościami, ale to jak się zachowali Polacy - coś niesamowitego. Chciałabym tylko przeprosić za niektórych moich rodaków.

bottom of page